Użytkownik
Przeraźliwy krzyk niczym pełna agonii kakofonia rozniósł się po lesie. Zaraz po nim nastała nienaturalna cisza, nie przerwana nawet przez nocne zwierzęta. Stado ptaków wzleciało ku bezchmurnemu niebu.
Mieszkańcy pobliskiego Zandig, niewielkiego miasteczka na obrzeżach Republiki nie byli świadomi tego co się stało. Od dwóch dni są zajęci festynem z okazji Święta ustanowienia Republiki. Większość albo spała pijana pod stołami, lub dopuszczała się czynów opisywanych w tanich erotykach.
Inaczej sprawa się miała pewnego, samotnego domu na obrzeżach miasta. Z dala od miejskiego zgiełku, właściciel bez problemu mógł usłyszeć ten dziwny krzyk. Ciężko jednoznacznie stwierdzić ale chyba dobiegł on z traktu łączącego Zandig z granicą Republiki.
Offline
Weteran
Gdy tylko rozległ się krzyk, wszystkie szmery w domostwie zamarły. Charles powstrzymał się od skubania fragmentu sera, a Vincent zamarł w miejscu tak jak uczył go szef. Reik spojrzał w górę i odłożył nóż na stół. Odliczył do dziesięciu. Nikt nie nadchodził. Żadni łowcy czarownic. Odetchnął w myślach z ulgą, lecz zainteresowany krzykiem polecił domowi pozostać w głuchej ciszy i udał się zamszonymi schodami ku górze. Zdjął fartuch, założył czarne futro i ze stoickim spokojem otworzył drzwi.
Wyglądał za krzykiem, lecz teraz słyszał jedynie niepokojącą ciszę. Przez chwilę mógł odnieść wrażenie, jakby próbę określenia minionego krzyku zagłuszał mu własny oddech. Wychylił głowę w stronę traktu, jakby liczył na ujrzenie zwłok jakiegoś nieszczęśnika, lub widoku gwałconej kobiety. Ściskał kieszeń płaszczu, wyczekując.
Spoiler:
Pokaż/Ukryj
Offline
Królowa psychopatów
Dorian odpoczywał w lesie gdy usłyszał krzyk. Zaraz też przywołał do siebie gwizdem swoją towarzyszkę. Z zarośli bezszelestnie wychynęła kuguarzyca z martwym ptakiem w pysku.
- też słyszałaś to co ja, moja droga? Ktoś może potrzebować pomocy.
Odpowiedziało mu ciche mruczenie. Zebrał swoje rzeczy i po kilku minutach ruszył na poszukiwanie źródła wrzasku.
Spoiler:
Pokaż/Ukryj
Spoiler:
Pokaż/Ukryj
Offline
Użytkownik
Dorian musiał przejść kilkaset metrów krętego traktu idącego przez las. Gdy zbliżał się do potencjalnego źródła wrzasku, las zaczynał już powoli powracać do swoich naturalnych odgłosów nocy. Jednak to co ujrzał w najmniejszym stopniu nie należało do naturalnego porządku lasu.
Solidnie zbudowana kareta leżała przewrócona na bok po środku traktu. Jedne z drzwiczek były wyrwane z zawiasami, a cały pojazd był pokryty śladami krwi i szponów. Przy siedzisku woźnicy leżało jedno ciało, trzymające się siebie na ostatnich centymetrach ciała. Podobny los spotkał cztery konie, choć była pewna różnica w ranach zadanych zwierzętom, a tym zadanym woźnicy. Trzeba by się dokładniej przyjrzeć by stwierdzić jaka.
Reik stał i czekał dobre pięć minut, w kompletnej ciszy. Nic się nie działo. Dopiero gdy las zaczynał wracać do swoich co nocnych dźwięków, Reik miał okazję usłyszeć bardzo cichy szelest skrzydeł. Ciemny kształt, pędził na dwóch kończynach, wzbijając się przy tym w powietrze na coraz mocniej łopoczących nietoperzowych skrzydłach. Ta przygarbiona, humanoidalna sylwetka była może o głowę wyższa od typowego mężczyzny, ale jej rozpiętość skrzydeł mogła rywalizować z szerokością niektórych pokoi w jego domostwie. Gdy istota w końcu ustabilizowała swój lot i zaczęła nabierać wysokości, w świetle księżyca Reik mógł dostrzec, że coś trzymała w swoich nienaturalnie długich rękach. Coś co kiedyś mogło być człowiekiem. Mógłby próbować ją gonić ale coraz szybciej zwiększała swoją prędkość lotu i zaczęła znikać za linią drzew, kierując się przy tym na zachód, mniej więcej tam gdzie na mapach w tym kierunku znajdowało się morze.
Offline